Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Jak sama nazwa wskazuje oczekiwałem tego co kryje się pod nazwą 'Hardcore' a jak wszyscy fani wrestlingu wiedzą tego brakuje nam w obecnej dobie najlepszej rozrywki sportowej, pomijając oczywiście federacje typu CZW (której nie jestem przeciwnikiem, ba ! Oglądałem wiele walk stamtąd) które bywają niesmaczne. Okazało się że największym 'hardkorem' gali był mikrofon, krzesełko, jeden stół i krew Mickie James, ale o tym za chwilę. Zacznijmy od początku:
1. Brian Kendrick (c) defeated Alex Shelley and Austin Aries
Three way match for the TNA X Division Championship
Dobry opener, zawsze lubiłem X Division w TNA. Czy to dawne WCW czy WWF walki Cruiserów wielu ludziom podobały się dzięki dynamice i ciągłej akcji a gdy w ringu mamy 3 zawodników można spodziewać się naprawdę ciekawego meczu. Na dobrą sprawę broniący tytułu Kendrick (mimo że jego nauczycielem był sam Shawn Micheals) był tutaj najsłabszym ogniwem. Aries od początku obrał sobie ciekawą taktykę wychodzenia poza pierścień i atakowania w odpowiednim momencie. Shelley czyli 1/2 MCMG który na poprzednim PPV (Destination X) zdobył title shot na pas Dywizji X właściwie prowadził pojedynek i nakarmił nas swoją wspaniałą techniką, z czego przecież słynie.
Gdy Kendrick odebrał pas Abyssowi cieszyłem się, teraz gdy ten sam zawodnik obronił tytuł nie byłem entuzjastycznie nastawiony, jednak myślę że niedługo straci pas. Aries, czyli mój były ulubiony zawodnik Indy (mimo kojarzenia z federacjami niezależnymi nie jest już dzikim zawodnikiem, w końcu po długim czasie trafił do TNA) zapowiedział Brianowi (który notabene mógłby otrzymać gimmick Kurta Cobaina - strasznie mi go przypomina) że jest w stanie pokonać go w walce 1 vs. 1 w każdej chwili, także czekam na ten moment. Walka całkiem dobra, raczej nie nudziłem się, było dobrze ale nie świetnie.
MOJA OCENA: -4/6
2. Ms. Tessmacher and Tara (c) defeated Mexican America (Rosita and Sarita) (with Anarquia and Hernandez)
Tag team match for the TNA Knockout Tag Team Championship
Jeszcze nie miałem okazji by to napisać, ale niezbyt interesuje mnie wrestling w wykonaniu kobiet, przynajmniej nie w tych 'komercyjnych' federacjach. Często brakuje im umiejętności a poza tym nie wyglądają zbyt groźnie. Ostatnią zawodniczką która miała umiejętności godne sprawdzenia była Lita z WWF/E, pewnie dlatego że zainteresowała się stylem Lucha a nie stylem pokazywania cycków (patrz WWE Divas). Nie mam nic do wrestlingowych kobiet, ale często ich walki zaniżają poziom gal, ostatnim przykładem jest choćby MitB PPV. Z całym szacunkiem do nich i ich 'urodziwości', ale mało jest tych które naprawdę chcą walczyć. Skoro już znaleźli te dziewczęta to powinny być raczej menadżerkami albo kimś takim. Co nie znaczy że wszystkie walki są żałosne, niektóre (choć rzadko) są warte obejrzenia pod względem wrestlingu albo pod innym względem .. ale to tak na marginesie przejdźmy do walki:
Pierwsze pojawiły się Rosita i Sarita (swoją drogą ta druga wygląda najgorzej ze względu na jej chwilowy paraliż twarzy i w konsekwencji ubranie maski) w towarzystwie męskiej części Mexican America. Jak już na nich przystało zaczęli machać flagą Meksyku i pokazywać swoje groźne miny. Lubie ich stajnie. Brooke i Tara pojawiły się na motorze, w międzyczasie sędzia wyrzucił Hernandez'a i Anarquia by walka mogła odbyć się w spokoju. Trochę poprzewijałem ten 'zacny pojedynek' ale natrafiłem też na kilka ciekawych akcji. Zawodniczki trzymające pasy skutecznie się wybroniły i nic ciekawego się nie wydarzyło.
MOJA OCENA: -3/6
3. D'Angelo Dinero defeated Devon
Singles match in the Bound for Glory Series
Wszystko fajnie tylko czy walki kwalifikacyjne pozwalające wystąpić na PPV obywające się na innym PPV to dobry pomysł ? Samo Bound for Glory Series to fajna opcja TNA i całkiem świeża swoją drogą. Przy stoliku komentatorskim zasiadł Matt Morgan który na jakiś czas (lub w ogóle) odpadł z tabeli BfGS z powodu kontuzji.
'Papież' prawdopodobnie chcąc zrobić jakiś przekręt zaproponował Devon'owi że ten go przypnie i bez problemu zgarnie 7 punktów, nie zapominając że dziś rodzina byłego Dudley'a zasiadła na widowni. Devon chyba nie chciał w ten sposób wygrać pojedynku. Walka była całkiem okej, taki standard PPV. Trochę górowania Dinero, trochę Devon'a. Publika wspierała tego wieczoru byłego mistrza team'owego. Na nic się to nie zdało ponieważ to The Pope (o dziwo) przypiął swojego przeciwnika i zgarnął cenne punkty.
Po zakończeniu pojedynku były Elijah Burke chciał pogratulować dobrej walki swojemu oponentowi lecz ten odmówił. Chwilę później jednak podali sobie ręce. Ringowo mecz nie powalił, ale było całkiem znośnie.
MOJA OCENA: 3/6
Naprawdę uwieeeelbiam kiedy TNA wrzuca na PPV zawodników niezwiązanych kontraktem, którzy nawet nie pojawiają się na tygodniówkach. Na backstage'u segment z RVD i Jerry'm Lynn'em który dziś pojawi się przy narożniku by wspierać Roba.
4. Winter (with Angelina Love) defeated Mickie James (c)
Singles match for the TNA Women's Knockout Championship
Ostatnio polubiłem postać Winter więc wytypowałem ją jako zwycięzce pojedynku. Spodziewałem się pomocy ze strony Angeliny Love i oczywiście tak było. Walka przewijana ale natrafiłem na kilka ciekawych akcji, no i zwycięstwo 'Zimy' cieszy. Krew polała się z twarzy Mickie, a ona zaczęła panikować jakby co najmniej zobaczyła jakiegoś potwora, trochę zabawnie to wyglądało ..
MOJA OCENA: -3/6
5. Crimson defeated Rob Van Dam (with Jerry Lynn) by disqualification
Singles match in the Bound for Glory Series
Crimson czyli jeden z nielicznych wynalazków TNA który kupiłem. Myślę że znaleźli dla niego dobrą postać 'terminatora' chociaż mogli trochę lepiej go sprzedać, chyba powinien wygrywać szybciej i lepiej.
Rob Van Dam, który był mistrzem trzech dużych federacji wrestlingu (ECW, WWE no i TNA) pojawił się tak jak wcześniej wspomniałem z Lynn'em. RVD niegdyś przeze mnie bardzo lubiany obecnie dość obojętny przed walką znajdował się na drugiej pozycji w BfG S, a dodając pikanterii zaraz przed nim plasuje się właśnie Crimson, także mecz mamy o prowadzenie w tabeli.
Kolejna dość średnia (ale zjadalna) walka tego PPV, sądziłem że będzie nieco ciekawiej. Zawodnicy pokazywali swoje akcje, a RVD prowadził pojedynek. Pod koniec Crimson w końcu zaczął górować i podczas próby spinowania 'Pana ECW' były Mr. JL wparował na ring przerywając przypinanie. Wynik to wygrana Crimsona przez dyskwalifikację. Po gongu niezadowolony Rob rozpoczął kłótnie z Jerry'm a do wszystkiego dołączył zwycięzca.
MOJA OCENA: +3/6
TABELA BOUND FOR GLORY SERIES NA CHWILĘ OBECNĄ:
6. Fortune (A.J. Styles, Christopher Daniels, and Kazarian) defeated Immortal (Abyss, Gunner, and Scott Steiner)
Six man tag team match
Myślałem że nazwa PPV do czegoś zobowiązuje i chyba spodziewałem się czegoś innego po tym meczu. Byłem pewny że taka walka jaka odbyła się między tymi stajniami na Lockdown 2011 to raczej odpada, ale naprawdę się zawiodłem. To tak na początek.
Pierwsi pojawili się (mimo wielu narzekań lubiana przeze mnie stajnia, gorzej z personami) Immortal, czyli kojarzący mi się z jakimś pijakiem Gunner, mało straszny Abyss i podstarzały (choć sympatyczny) 'Big Poppa Pump' Scott Steiner.
No i chwilę później ich oponenci - Fortune, czyli (już mniej fenomenalny ale nadal świetny) AJ Styles, wyborny ringowo Daniels oraz (tu gorzej) obojętny mi Kazarian.
Tak jak pisałem wcześniej, zawiodłem się. Pojedynek przebiegał dość szybko, nie było znów tak sztywno ale to nie to na co czekałem. Chyba jedyne co zapamiętałem to złamany stolik pod Gunnerem i Danielsem i to nasz 'hardkor' tej walki.
Po walce wielki foch na kolegę ukrywającego się pod imieniem 'Abyss' który chyba został wyrzucony z Immortal, możliwe że przejdzie turn.
MOJA OCENA: 3/6
7. Bully Ray defeated Mr. Anderson
Singles match
Jedyny pojedynek bez żadnej stypulacji, dwóch członków Immortal którzy nieco się skłócili i chcieli po prostu sobie coś udowodnić.
Pierwszy pojawił się odświeżony jakiś czas temu Bully Rey. Chyba nikt się nie spodziewał że były Bubba Dudley poradzi sobie aż tak dobrze solowo. Buh-Buh zaczaił się z tyłu na Andersona by spróbować go za chwilę zaatakować.
'Asshole' jak na niego przystało zaprosił swój mikrofon i jak zawsze się zapowiedzieć i prawie udało mu się to wykonać do końca. Bully stał tuż za byłym Kennedy'm lecz ten o tym wiedział mówiąc że ktoś jest 'behind me' i zaatakował swojego oponenta.
No i wreszcie mieliśmy bardziej brutalną walkę. Rey jest byłem zawodnikiem ECW więc to do czegoś zobowiązuję. Po chwili 'naparzania się' wszystko przeniosło się do ringu. Bully w końcu przypiął Andersona (lekkie zdziwienie) i szybko pobiegł do Hogana i reszty Immortal, ale chyba nikogo nie obchodziło jego zwycięstwo, mieli ciekawsze zajęcie jakim było ochrzanianie Abyss'a.
MOJA OCENA: -4/6
8. Beer Money, Inc. (Bobby Roode and James Storm) (c) defeated Mexican America (Anarquia and Hernandez)
Tag team match for the TNA World Tag Team Championship
Lekki zapychacz czasu, jak na PPV przystało.
Mexican America jak zwykle hucznie przedstawili się amerykańskiej publiczności, po czym Anarquia wygłosił heel'owskie promo.
Ulubieńcy publiczności czyli Beer Money postawili na szali swoje pasy tag-team'owe.
Walka przebiegła spokojnie, byłem za wygraną MA lecz BB utrzymali pasy. Pojedynek w miarę równomierny, bez niczego nadzwyczajnego. Do gongu Roode i Storm fetowali trzymając flagę Stanów Zjednoczonych. Hamburgery napraaaawdę kochają swój kraj.
MOJA OCENA: 3+/6
9. Kurt Angle defeated Sting (c)
Singles match for the TNA World Heavyweight Championship
Walka wieczoru. Trudno mi było komuś markować w tym momencie, ponieważ Kurt i Steve to ludzie którym mocno kibicuje w TNA. Z jednej strony Złoty Medalista Olimpijski i 14-krotny Mistrz Świata a z drugiej wspaniały mistrz któremu gimmick 'Joker'a' ciekawie odświeżył postać. Szala przechyliła się na korzyść Kurt'a Angle ponieważ 'Skorpionowi' pas nie jest potrzebny, gra taką osobę przy której pas zanika, coś podobnego jak Cena w WWE, tylko że w tym drugim przypadku tytuł znika bo po prostu ktoś się znudził .. ale tu nie o tym.
Angle prezentuje się świetnie, choć WWE potrafiło ciekawiej przedstawić go jako mistrza olimpijskiego.
Sting mimo wieku i lat spędzonych w biznesie wciąż wykręca dobre walki i nie spadł z topu. Złoto.
Jak przystało na Walki Wieczoru początek jest dość nudny i trochę przeciągany, w końcu emocje nie mogą opaść. Chwilę później tempo przyśpieszyło i mieliśmy akcje za akcją. Sting wykonał na Angle akcje firmową tego drugiego, czyli Angle Slam.
Wielokrotny mistrz WCW i była twarz tej federacji wykonuje swój Scorpion Death Drop.
A chwilę później były mistrz WWE wykonuje swój znany Angle Slam.
Pojedynek trwał i z pewnością był ciekawy do chwili aż Kurt przypadkowo uderzył sędziego a ten padł na matę. Zastanawiałem się wtedy kto zaraz się pojawi, może jakiś powrót, debiut ? Szczerze to pomyślałem o Hulkster'rze ale odrzuciłem opcję .. byłem w błędzie.
Hulk pojawił się z krzesełkiem w ręku, wszedł na ring i chciał uderzyć Stinga lecz Kurt go powstrzymał a Hogan zwinnie i szybko uciekł .. :) Ku zdziwieniu wszystkich Angle uderzył Stinga krzesłem, wykonał Angle Slam i przypiął oponenta. Po zakończeniu walki Kurt i Hogan przemierzali się wzrokiem, czy to do czegoś prowadzi ?
'de czemp is hir'.
Pojedynek całkiem fajnie wykręcony, zakończenie raczej nie było spodziewane, ale wyszło fajnie.
MOJA OCENA: 4/6
Sumując: Gala wyszła całkiem fajnie, to dziwne bo chyba lepiej niż poprzednia. Poza walkami o pas TT Kobiet i Imm. Vs. 4tune nie było słabych momentów. Mogę się tylko przeczepiać do jakości walk i niskich emocji.
MOJA OCENA: 3+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz