poniedziałek, 15 sierpnia 2011

JCW - Legends & Icons iPPV 12.08.11


JCW czyli Juggalo Championshit(p) Wrestling to założona w 1999 federacja wrestlingu która (jak często zdarza się w tego typu fedkach) ściąga do siebie na galę czy dwie byłe duże gwiazdy, czy to WWF(E), TNA czy WCW. JCW raczej nie liczy się na mapie zapaśniczej ale ja, jak i wielu i innych oglądamy czasem jakieś iPPV by zobaczyć gwiazdy których dawnoooo nie wiedzieliśmy znów w ringu. Juggalo ma charakter hip-hop'owy, w przerywnikach słyszałem m.in. raperów takich jak Eazy-E, Snoop czy Ice Cube czyli raczej West Coast. Ale wróćmy do gali:

Przy stole komentatorskim zasiądzie były mistrz WWF i TNA, nie kto inny niż 'Legenda Hardkoru' Mick Foley !


Oczywiście oglądając tego typu gale nie spodziewam się wspaniałych ringowo pojedynków. Wrestling to wrestling. Tutaj mając 83 lata możesz zawalczyć (jak Mae Young !). Przykładem tego jest piątkowe 'Legends & Icons'.

Pierwszą walkę stoczyli byli mistrzowie Interkontynentali w WWF - Greg 'The Hummer' Valentine i Tito Santana.


Smaczku dodaj fakt iż jest to walka w klatce. Kiedyś WWF 'nie odstawiało' akcji z ring name'ami. Merced Solis, bo tak naprawdę nazywa się meksykanin dostał imię i nazwisko Tito Santana i występuje z nim w innych federacjach. Obecnie jeśli WWE nie przejmie lub samo nie wymyśli twojego 'imienia' nie masz szans by wykorzystać go poza federacją. Myślicie że dlaczego Joe Henning nie używa w federacji nazwiska po ojcu (swoją drogą wspaniałemu mistrzowi i z genialnym gimmick'iem - Mr. Perfect'owi) a zamiast tego posiada to dziwne, McGillicutty ? To proste. Jeśli zawodnik odejdzie z federacji to ona raczej nie chce mieć już z nim nic wspólnego. WWE posiada tak jakby 'swój własny świat' i jest bardzo zamknięta i pewnie chce by pewne nazwiska były kojarzone tylko z nią. 

Greg przy pomocy link przypiął Santanę. Panowie są już po 'sześćdziesiątce' także walka wyglądała jak wyglądała :) Mimo przegranej Tito wykonał taunt. Nim techniczni zawinęli klatkę komentatorzy nieco sobie pogawędzili.

Czas na ciekawszą część gali, czyli Battle Royal. Jako pierwszy pojawił się zwycięzca pierwszego Royal Rumble w historii WWE - 'Hacksaw' Jim Duggan. Z całym szacunkiem do tego zawodnika to jakoś nigdy nie przepadałem za jego gimmick'iem kolesia biegającego z deską i krzyczącego 'USA ! USA !' Nie zapominajmy że Jim to tegoroczny WWE Hall of Famer.


Drugi uczestnik BR to The Headbangers.

 

Pojawił się także jeden z moich ulubionych wrestlerów, obecny WWC Universal Heavyweight Champion a także były WWE Intercontinental Champion - Carlito.



W walce uczestniczył także Jimmy 'Superfly' Snuka, któremu wszyscy uczestniczy okazali respekt.


Tony Atlas czy Disco Inferno (.. i jego taniec) to kolejni wrestlerzy. Zach Gowen, czyli najbardziej znany zawodnik-inwalida także wystąpił w walce. Nie chce go tak nazywać, ale niezbyt wydaje mi się że każdy go zna. Zach nie posiada jednej nogi i jest wrestlerem. Tak, jest wrestlerem. Jego 'odmienność' wpływa oczywiście na jego gimmick. Gowen miał krótki epizod w WWE, gdzie wcielił się w 'fana' który interweniował w feudzie między Hulk'iem Hogan'em, Vince'em McMahon'em i Rowdy'm Piper'rze.


Doink the Clown, Eugene oraz Rikishi to kolejni oponenci. Fajnie ich czasem zobaczyć.


Gowen przechytrzył ostatniego przeciwnika i w ten sposób wygrał Battle Royal.


Rock N Roll Express uporali się z innymi 'expressem' czyli z Midnight Ex.


Raven. ECW, WCW, WWF i TNA - wszędzie zdobył pasy. Dobry finisher i gimmick. Trochę zapomniany obecnie.



Faworyzowany przeze mnie był także Sabu.


Trochę bezsensownie została zabookowana ta walka. Sabu oczywiście spadł na stolik a Rhino okazał się lepszy od Al Snow'a, Balls Mahoney'a, Shane Douglas'a, Raven'a i Too Cold Scorpio.



Bob Backlund pokonał Ken'a Patera, a na gali wystąpił też Koko B Ware.

To chyba pierwszy i ostatni pojedynek między takimi stajniami. “The Road Dogg” Jesse James & “The Bad Ass” Billy Gunn jako Degeneration X (w moooocno okrojonym składzie, czyli New Age Outlaws zmierzyli się z ..

 

nWo aka jWo w składzie 'Big Sexy' Kevin Nash, X-Pac oraz stojący przy narożniku Scott 'Razor' Hall ! Wrzucam ich entrence bo być może to ostatni ich wspólny występ w najbliższym czasie a może i w ogóle (każdy kto to obecnie czyta i interesuje się wrestlingiem będzie wiedział dlaczego, a jeśli nie to wszystko będzie opisane w poście powyżej, tak patrz do góry !). Historia tej stajni jest tak słynna i powielana jak amerykańska dwudziestwodolarówka.


Scott załamanym głosem przywitał publiczność swoim 'Hey Yo' a kilka słów od siebie dodał Waltman, między innymi 'two words for ya' :)

jWo uporali się z DX po dość dziwnej interwencji sędziego (Vampiro) który jak się okazało jest nowym członkiem tej stajni. Eh, zero zaskoczenia ale publiczność raczej była zadowolona.


No i pora na ..


.. a jest to nie lada gratka dla widzów 'starej szkoły'. Legendarny Terry Funk stanął do walki z 'Rowdy'm' Roddy'm Piper'em, który pojawił się w doborowym towarzystwie ojca Randy'iego Ortona - 'Cowboy'a' Bob'a Ortona.


Funk zaatakował werbalnie swoich oponentów na co Piper odpowiedział że skopie mu 'ass'. No i właśnie tak zrobił, używając paska. Gdy Roddy i Bob w dwójkę okładali Terry'iego na pomoc przybył mu komentujący galę Mick Foley, były tag-team partner Funk'a.


Ogólnie ta walka to jedno wielkie zamieszanie i nie do końca zrozumiałem jej stypulacje. Tak czy inaczej, Piper i Orton byli górą.


Gala jak na 'andergrandową' była całkiem okej, ale powiedzmy sobie szczerze, naprawdę mało osób by sięgnęło po ten produkt gdyby nie legendy który walczyły tego wieczoru. Tak czy inaczej, mam nadzieję że jeszcze kiedyś obejrzę coś od JCW prócz ich 'Bloodymanii' i piątkowej 'Legends & Icons'. Naciągana trójeczka to będzie dobra ocena, przecież same nazwiska nie walczą w ringu.

MOJA OCENA: -3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz